PROLOG.
- Do jasnej cholery Perrie wstawaj ! - krzyczała moja koleżanka, czy
ona przynajmniej teraz może tak się nie drzeć. Ja tu śpię a przynajmniej
próbuję.- Ja dziś nie wstaję ! - odparłam lekko zachrypłym głosem, chowając głowę pod poduszkę.
- Perrie wstawaj za chwilę się spóźnimy. Przez ciebie znowu.
- No dobra jeszcze 5 minut - powiedziałam przewracając się na drugi bok, ponieważ moja ukochana przyjaciółka odsłoniła zasłony.
- Nie masz wstać teraz ! No Pezzz ruszaj tą dupę.
- Okej już wstaję. - powiedziałam i automatycznie otworzyłam oczy, starając je przystosować do jasnego światła. Koło mojego łóżka nie stał nikt inny niż Jessy, z miną typu ruszaj się bo jak nie to ci pomogę.
- Kocham cię Jess wiesz. - wypaliłam, żeby się już na mnie nie gniewała. Zawsze pomagało.
- Wiem ale nadal jestem obrażona, jak można przez pół godziny cię budzić a ty nic. - powiedziała z założonymi rękami na klatce piersiowej.
- Przepraszam. - odparłam zasmucona i spuściłam wzrok na swoje palce. Za chwilę się złamie i zrobimy wielkiego misia. Nie da rady tak długo się na mnie gniewać, zawsze tak jest.
- Dobra, dobra już się nie gniewam, choć się przytulić. - jak na zawołanie wybiegłam z cieplutkiej pościeli i przytuliłam ją najmocniej jak umiałam.
- Idziemy dziś na imprezę. - oznajmiła mi z głupkowata miną. Ta chyba śnisz ja nigdzie nie idę.
- Jak to idziemy ? Ja nigdzie nie idę ! - powiedziałam lekko zdenerwowana. Na samą myśl o imprezie mam ochotę zwrócić śniadanie, ale z racji tego, że jeszcze dziś nic nie jadłam, bo kiedy, powstrzymam się od tego. Jak już pewnie zauważyliście nie jestem zwolenniczką takich imprez, na myśl o tych wszystkich spoconych, obleśnych facetach już mi nie dobrze. Ale jak znam Jess to ona i tak postawi na swoim i z nią pójdę.
- Pezzuś pliss zrób to dla mnie. Proszę, proszę, proszę.
- Nie.
- No nie bądź taka sztywna no pójdziemy będzie fajnie. - ta już to widzę jak fajnie będzie. Czujecie ten sarkazm. No i kolejny piątek do dupy.
- No dobra ale pod warunkiem, że ty robisz dziś obiad i za nim sprzątasz !
- Wiedziałam, że to powiesz jesteś strasznie przewidywalna. Okej robię obiad i sprzątam, ale ty zakładasz kieckę, która ja wybieram. - powiedziała z uśmiechem w kształcie banana.
- Nie, nie założę sukienki, nie zapomnij.
- No to sprzątasz po objedzie hehe. - o nie tylko nie to zrobię wszystko, tylko nie to sprzątanie.
- Dobra założę ją. - o boże w co ja się wpakowałam.
- Kocham cię, a teraz choć bo się naprawdę spóźnimy do tej szkoły. - powiedziała a mi nagle uśmiech zniknął z twarzy. To będzie ciężki dzień...
__________________________________
Ta dam ruszyłam dupę i napisałam prolog. Tak szczerze to miał być wczoraj ale no wiecie jestem trochę leniwa no.
Niallowa >3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz