czwartek, 25 września 2014

Rozdział 66.

ROZDZIAŁ 66.

Nie bój się...
Oswoję cię. Pokażę Ci swój świat.
Zatrzymaj się i podaj mi swoją dłoń. Przez życie razem możemy już iść.


Będziemy już na zawsze razem...
Już nic nie jest w stanie nas rozdzielić...
Razem przejdziemy wszystko.

Perspektywa Pezz ***

Starałam się normalnie funkcjonować. Jeśli to jest w ogóle możliwe w moim stanie. Piłam już czwartą herbatkę Jess i jadłam te krakersy, które smakowały jak karton. Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Czułam się nijako. Byłam całkowicie wyprana z emocji. Wszystko mi było obojętne. Nawet już nie myślałam, tak po prostu leżałam. Leżałam i nic nie robiłam. Wszystko było tak po prostu, tak mechanicznie. Po dłuższym przemyśleniu wszystkich za i przeciw poszłam się umyć, bo dziś podobno miałam jechać do tego lekarza. Mam nadzieję, że przepiszę mi coś normalnego i nie będę musiała już jeść tylko tych ohydnych krakersów i pić tej niedobrej herbaty. 
Jak się umyłam założyłam na siebie tylko za dużą koszulkę. Była to koszulka Niall'a. Pachniała nim. Tak bardzo za nim tęskniłam, a ten zapach wcale mi nie pomagał. Czułam się tak jakby był przy mnie teraz. Zostawił ją kiedyś u mnie jak tu nocował. Zaciągnęłam się zapachem Niall'a i poszłam się trochę pouczyć, bo mam straszne zaległości. A przed porodem chcę jeszcze skończyć liceum, bo na studia już przy dziecku na pewno nie pójdę. Gdy urodzę chcę się skupić tylko na moim malutkim dzidziusiu. Już się przyzwyczaiłam do tego, że będę mieć dziecko. Ta wiadomość zrobiła się dla mnie taka naturalna. Nawet się cieszę, że będę mamą. Była godzina dziewiąta, a Jess miała przyjść dopiero po piętnastej. Dom bez niej był taki pusty. Taki nijaki. Jak nie mój dom. Podeszłam do lustra i położyłam rękę na moim brzuchu. Poczułam, że już nigdy nie będę sama, że teraz nie jestem sama. Moje dziecko jest coraz większe i coraz bardziej widać, że mój brzuszek się delikatnie zaokrąglił. 
Pouczyłam się trochę i strasznie zmęczona poszłam się położyć. Teraz nawet gdy nic nie robię to i tak się męczę. Usłyszałam, że ktoś dzwoni. Nie wiedziałam kto chce tu przyjść o tej porze. Przecież ja nie mam żadnych znajomych oprócz Jess, Jacka i Niall'a. Właśnie Niall...

Perspektywa Niall'a ***

Stałem przed jej domem i bałem się wejść. Patrzyłem w okno od pokoju Perrie. Stała przed lustrem i delikatnie masowała swój brzuch. Wiedziałem, że nad czymś myśli. Była smutna. Jej brzuch był trochę większy, widać było już lekkie zaokrąglenie. Wiedziałem dokładnie, że to przeze mnie jest smutna. Miała moją koszulę na sobie. Mimo tego wszystkiego nadal była piękna. Nie widziałem jej dokładnie.
Po chwili w ogóle jej nie widziałem. Musiała gdzieś iść. Podszedłem do drzwi i nie wiedziałem czy mam dzwonić. Bałem się tego, że mnie odtrąci, że powie, że jestem skończonym dupkiem. Ale taka jest prawda, spieprzyłem wszystko. Skrzywdziłem ją. A tego nie powinienem zrobić. Gdybym tylko mógł cofnąć czas bez wahania zrobiłbym to. Zrobiłbym wszystko, żeby była szczęśliwa. Nawet gdyby jej szczęście miało oznaczać, że miałbym odejść. Odszedłbym. Dla niej.
Nie zastanawiając się zadzwoniłem na dzwonek. Nie miałem zielonego pojęcia co jej powiem gdy ją zobaczę. Teraz miała nastąpić chwila, która miała decydować o całym moim dalszym życiu. Serce waliło mi tak jakby miało zaraz wylecieć. A moje nogi trzęsły mi się aż tak, że do końca sobie nie zdawałem sprawy jak ja potrafię stać o własnych siłach. Te kilka krótkich minut w oczekiwaniu stały się dla mnie wiecznością. Tak jakby świat zatrzymał się na te kilka minut. Przełknąłem głośno gulę formującą się w moim gardle gdy drzwi się otworzyły.
- Niall? - zapytała drżącym głosem. Tak bardzo tęskniłem za jej głosem. Cofnęła się trochę do tyłu i położyła rękę na swoim brzuchu. Znieruchomiałem. Nie mogłem oderwać wzroku od niego. Staliśmy tak w milczeniu. Każda sekunda stała się dla nas wiecznością.
- Proszę pozwól mi to wytłumaczyć - błagałem. Przeniosłem wzrok na jej oczy. Były pełne strachu. Przytaknęła cicho i pozwoliła mi wejść do środka. Przez całą drogę do jej pokoju trwaliśmy w milczeniu.
- Martwiłem się o ciebie - powiedziałem stając na przeciwko niej. Drżącymi rękami dotknąłem jej wychudzonych do granic możliwości policzków. Nie sprzeciwiała się, wręcz delektowała się moim dotykiem. Oparłem swoje czoło o jej.
- Nie potrzebnie - powiedziała i podniosła wzrok na moje oczy. Pokręciłem głową.
- Nie wiem co bym sobie zrobił gdyby ci się coś stało prze mnie - ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Pezz nic nie mówiła. Nastała głucha cisza. Tylko my dwoję.
- Przepraszam - powiedziałem. Moje oczy zrobiły się wilgotne.
- To wszystko przeze mnie. Nie powinienem do tego dopuścić. Może lepiej dla ciebie i dla naszego dziecka będzie gdy odejdę - łzy zaczęły moczyć moje policzki.
- Nie, nie, nie możesz mnie teraz zostawić - zaczęła krzyczeć. Oddaliła się ode mnie. A łzy zasłaniały mi widoczność.
- Ja sobie sama nie poradzę - powiedziała opadając bezwładnie na ziemię. Nie wiedziałem co zrobić więc podbiegłem do niej i przytuliłem jej smukłe ciało. Wtuliła się w zagłębienie pomiędzy moją szyją a ramieniem. Czułem, że jestem za nią odpowiedzialny. W uszach nadal brzęczały mi jej słowa, że sobie nie poradzi beze mnie. Wiedziałem, że nie jestem wart miłości jaką ona mnie darzy.
- Nie odchodź! - powiedziała błagalnie patrząc mi w oczy. Płakała.
- Nie odejdę. Już nigdy cię nie zostawię. Kocham cię. Zrobię dla ciebie i naszego dziecka wszystko - pocałowałem krótko jej kruche usta i położyłem ją na łóżku. Usnęła, cały czas trzymając moją rękę tak jakby bała się, że ucieknę.

Perspektywa Pezz ***

Gdy otworzyłam oczy uderzył we mnie powiew świeżego wiatru. Koło okna stał Niall. Zdziwiona przetarłam oczy nie dowierzając, że on tu jest naprawdę. Był tu. Uśmiechnęłam się lekko, ale po chwili przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę. Podniosłam się i usiadłam. Łóżko zaskrzypiało i Niall gwałtownie obrócił się w moją stronę.
- Dzień dobry księżniczko - przywitał się i usiadł na końcu łóżka.
- Cześć. Długo spałam? - zapytałam. Mimo tego, że przed chwilą spałam czułam się okropnie zmęczona.
- Nie jakieś pół godziny. Jak się czujesz?
- Dobrze - nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Zmarszczył brwi, ale nic na to nie mówił.
- Pojadę dziś z tobą do lekarza dobrze? - zapytał, ale miałam wrażenie, że już sam to postanowił. Cieszyłam się, że chce tam ze mną być.
- Kocham cię - powiedział i przywarł do mnie ustami.

Rozdział 65.

ROZDZIAŁ 65.

Gdy się kogoś panicznie boimy. On wraca.
Wraca po to żeby nas jeszcze bardziej upokorzyć, zranić.
Zawsze wraca.
I staję się tysiąc razy gorszy niż ostatnio.

Perspektywa Jess**

Przez Niall'a z Perrie jest coraz gorzej, chudnie, wymiotuje. Mówiłam, żeby piła te herbatki z imbirem to nie pije no kurde, jak z dzieckiem. Boję się, że Perrie załamie się jeśli Niall od niej odejdzie. A co jeśli już odszedł? Nie, nie on ją kocha, nie może jej tego zrobić, a jeśli to zrobi to go zatłukę własnymi rękami. Jak ja nienawidzę, facetów którzy tchórzą gdy dowiedzą się, że będą mieć dziecko. Co ja w ogóle robię? Powinnam siedzieć teraz z Perrie i ją wspierać, Harry może poczekać.
- Harry, ja powinnam z nią teraz być. - powiedziałam cicho. Chłopak spojrzał na mnie, w jego oczach było widać zrozumienie.
- Pozwól, że pójdę z nią porozmawiać. - powiedział. Lekko skinęłam głową, Harry wstał i poszedł do pokoju Pezz. A ja poszłam zrobić jej herbatę imbirową. Będzie ją pić, choćby miała mnie zabić. Nastawiłam wodę na gaz.

Perspektywa Harry'ego** 

Kurwa, dlaczego ja zawsze muszę ratować dupę Niall'owi? Co ja mam jej powiedzieć:,, wybacz Niall'owi on jest nienormalny, ale to już nie moja wina''. Nie powiem jej tak, dobra coś wymyśle. Stałem przed pokojem Perrie i lekko zapukałem, nie odpowiedziała. Kurwa nie żyje? Wszedłem po cichu.
- Perrie? - zapytałem.
- Tak - odparła cicho. Podszedłem do łóżka i usiałem na jego krawędzi.
- Posłuchaj, Niall wydaję się, że nie jest gotowy na dziecko, no ale kto by był w jego wieku gotowy. Ale on cię kocha i to co powiedział wcześniej to był po prostu impuls, nie wiedział co mówi i wiem, że tego żałuje, próbował do ciebie dzisiaj zadzwonić, ale nie odebrałaś. Jeśli postanowisz mu wybaczyć, to ja mu dam porządną lekcję. - powiedziałem. Perrie spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, wyglądała jak jakiś duch.
- I tak bym nie odebrała, bo mój telefon u...m przeszedł metamorfozę. - powiedziała i wymusiła uśmiech. Widziałem, że jest jej ciężko.
- Wiem, Perrie, że tak z chłopakiem jest dziwnie rozmawiać, ale wiedz, że ja zawsze będę ci pomagał - powiedziałem.
- Dziękuję - odparła. Przytuliłem ją lekko i wyszedłem.
- Jak ona się czuję? - zapytała moją Jess.
- Umm kiepsko. Co jej tam niesiesz? - zapytałem.
- Herbatę, która powinna jej pomóc na te mdłości - powiedziałam.
- Okej, ja będę w salonie. - powiedziałem.

Perspektywa Perrie**

Może powinnam dać szansę Niall'owi. Tęsknie za nim tak bardzo. Cieszę się, że mam Jess i Harry'ego. Co ja bym bez nich zrobiła? Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi przytuliłam bardziej do siebie pieska.
- Perrie, przyniosłam ci herbatę - powiedziała Jess, kładąc kubek z gorącą cieczą na szafce i usiadła koło mnie. Toby wyrwał mi się z rąk i poszedł do Jess.
- Znowu ta imbirowa? Ona jest nie dobra. - powiedziałam.
- Wiem, że jest nie dobra, ale ma ci pomóc i musisz ją wypić. - powiedziała.
- Mi może pomóc tylko Niall. - powiedziałam i rozpłakałam się. Jess mnie przytuliła dość mocno.
- Ciii spokojnie- powiedziała w moje włosy.
- Ale ja się boję, co ja zrobię z dzieckiem jak się urodzi? Mam szkołę, a dziecko samo nie będzie. - powiedziałam.
- Spokojnie, przecież jestem na ostatnim roku studiów i jak urodzisz to ja się będę tym dzieckiem przecież zajmować, nie martw się. Mam nadzieję, że Niall wszystko sobie przemyśli. A i jutro po zajęciach kupię ci nowy telefon, tak widziałam go w koszu rozwalonego. - powiedziała.
- Dziękuję, tak bardzo dziękuję. - powiedziałam.
- Nie dziękuj, tylko idź już spać. - powiedziała i wzięła ze sobą Toby'ego i wyszła. Wypiłam tą ohydną herbatę i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Nie mogłam zasnąć, wciąż myślałam o mnie i Niall'u. Tak bardzo chciałam go przytulić, pocałować, powiedzieć, że go kocham, ale nie mogłam tego zrobić, bo jego tu nie ma.

Perspektywa Jess**

- Perrie nie pójdzie jutro do szkoły. - powiedziałam głaskając mojego kochanego pieska.
- Nie czujesz się jak jej mama? - zapytał brunet.
- A wiesz po części tak - odparłam i zachichotałam.
- Kocham twój śmiech. - powiedział.
- Oj wieź, bo się zarumienię. - powiedziałam głośniej się śmiejąc. Harry wyciągną telefon z kieszeni i zaczął robić mi zdjęcie.
- Nie, nie przestań.- powiedziałam zasłaniając twarz dłońmi. 
- Proszę na tapetę chcę mieć- powiedział. Odsłoniłam twarz.
- To rób to zdjęcie. -powiedziałam, a Harry kilka razy zrobił mi zdjęcie.
- No i widzisz jak pięknie.- powiedział. Przytuliłam się do niego,a Toby wylądował na kolanach Harry'ego.
***
Wstałam nie chętnie rano, ubrałam się w w czarne spodnie, niebieską bluzkę, niebieskie trampki, oraz kurtkę i dodatki. . Zbiegłam po schodach do kuchni, zjadłam jogurt, bo na większe śniadanie nie miałam ochoty. Harry wczoraj musiał pojechać do domu, bo Niall po niego zadzwonił. Perrie zostaje dzisiaj w domu, nie wygląda najlepiej. Kurde, żeby tylko ze szkoły nie dzwonili, że jej nie ma. Ubrałam kurtkę, wyszłam na podwórko, zamknęłam dom i ruszyłam w stronę przystanku. Na przystanku było już kilkoro osób, nawet parę z mojej klasy, ale jakoś przez te trzy lata studiów, nie zaprzyjaźniłam się z nimi, wystarczała mi tylko Perrie, ta najlepsza. Wsiadłam  do autobusu, nawet dużo ludzi w nim nie było, no, ale co się dziwię, połowa mojego colle'gu ma samochody. Ja nie mam czasu robić prawo jazdy, więc korzystam z transportu miejskiego. Usiadłam na wolnym miejscu i wyciągnęłam słuchawki i telefon. Po 30 minutach drogi wysiadłam przed uczelnią. Cieszyłam się, że to już mój ostatni rok, czeka mnie studniówka och będę musiała na mówić Harry'ego, żeby ze mną poszedł. Weszłam do zatłoczonego budynku i pognałam do swojej szafki, wyciągnęłam z niej potrzebne książki i w zamian włożyłam tam kurtkę. Po skończonych zajęciach poszłam do najbliższego sklepu z telefonami i kupiłam jakiś tam telefon Perrie. Czekając na autobus, zobaczyłam nie daleko mnie idącego w moją stronę Tom'a. Modliłam się, żeby autobus przyjechał, za nim on mnie dorwie. Moje modlitwy zostały wysłuchane, bo już po chwili pojazd zatrzymał się koło mnie, weszłam do pojazdu i zajęłam miejsce koło okna. O kurwa Tom też wsiadł i kurwa usiadł koło mnie.
- Cześć słońce. - powiedział.
- Nie mów do mnie słońce i daj mi spokój. - wysyczałam.
- Och nie denerwuj się. Ja tylko muszę ci coś powiedzieć. - odparł całkiem spokojnie.
- Ale ja nie chcę nic wiedzieć. - odparłam.
- Gówno mnie to obchodzi, Jess przestań zachowywać się jak dziecko. Słuchaj twój ojciec żyje. - powiedział a mi zrobiło się słabo.
- Kłamiesz, on nie żyje, zabiłeś go i moją matkę. - powiedziałam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu. 
- Nie zabiłem, ten wypadek był zaplanowany. - powiedział. Wstałam z miejsca, Tom sięgnął po moją dłoń, ale ją wyrwałam
- Nie dotykaj mnie, kłamiesz, nienawidzę cię! - krzyknęłam i wysiadłam z autobusu. Cała się trzęsłam. Nie to nie mogła być prawda, rodzice nie mogliby mi tego zrobić, przecież mnie kochali. Nie on kłamie, kłamie. Powtarzałam sobie w myślach ciągle. Wysiadłam dwa przystanki dalej od mojego domu. Szłam, ale łzy, zamazały mi cały obraz. 

Rozdział 64.

ROZDZIAŁ 64.



Dopiero późną nocą uświadamiamy sobie. 
Jak bardzo tęsknimy za miłością.

Samotność jest znośna. 
To poczucie braku i nieodzowna tęsknota czynią z niej koszmar.

Miłość, to odwieczna walka tęsknoty z powrotem znużenia.

Perspektywa Pezz ***

Siedziałam skulana na fotelu w salonie. Brzuch mnie bolał. Czułam, że zaraz będę wymiotować. Nie powinnam jeść dziś tych gofrów...
Chciałam, żeby ktoś mnie przytulił, ale nie Jess. Ja tak naprawdę sama sobie nie zdawałam sprawy, że chciałam Niall'a. Tylko jego. Ja go potrzebowałam. Miałam wrażenie, że on jest mi najbardziej potrzebny i go nie ma. On najwyraźniej nie chcę mnie, ani naszego dziecka. Po prostu nie chce kłopotów. Stchórzył.
Z tego wszystkiego najbardziej boję się, że moje dziecko nie będzie mieć ojca. Nie chcę, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca. To jest straszne. Ja nie wiem jak to jest mieć ojca, bo nigdy go nie miałam. Zostawił mnie i mamę kiedy moja mama była jeszcze w ciąży. Jak to mówią historia lubi się powtarzać. Słyszałam, że ktoś przyszedł. Nie wiedziałam kto i chyba nawet nie chciałam wiedzieć. Jess nie chciała tego kogoś wpuścić, dobijał się, chciał tu wejść za wszelką cenę. Ale w końcu odpuścił. Wiedziałam kto to był. Niall. Odpuścił. Może w końcu zdał sobie sprawę, że nie warto, że za bardzo mnie zranił. Po chwili znowu ktoś przyszedł, tym razem Jess go wpuściła. Weszli razem do salonu, tam gdzie ja umierałam...
To był Harry. Usiedli razem na przeciwko mnie. Widziałam zdziwienie na twarzy Harrego gdy mnie zobaczył. 
- Kochanie jak się czujesz? - zapytała troskliwie Jess, przykucając na przeciwko mnie.
- Nie jest tak źle - odpowiedziałam bardzo cicho, nawet nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Uśmiechnęła się słabo i zaczęła delikatnie gładzić ręką moje plecy. Nagle poczułam, że jest mi nie dobrze. Wstałam i na trzęsących się nogach pobiegłam do łazienki.
Siedziałam tam jakieś piętnaście minut. Słyszałam jak Jess rozmawia o czymś z Harry'm, ale nie słyszałam o czym. Mówili bardzo cicho. Podeszłam do lustra. Wyglądałam strasznie, miałam podkrążone oczy, byłam bardzo blada a moje włosy wyglądały tak jakby przeszły jakieś tornado. A na dodatek byłam przerażająco chuda. Ważyłam o jakieś cztery kilo mniej niż przed ciążą. A przecież powinnam ważyć więcej! Delikatnie otworzyłam popchnęłam drzwi i wróciłam do przedpokoju. Jess i Harry nadal siedzieli na tych samych miejscach co przedtem. Wyglądali na zmartwionych.
- Wymiotowałaś? - zapytała miękko Jess. Harry siedział cicho i nic nie mówił, tak jakby się bał, że go zjem.
- Tak - powiedziałam i usiadłam obok nich. Teraz czułam się znacznie lepiej niż przedtem.
- Jutro zawiozę cię do lekarza - oznajmił Harry, nawet nie miałam siły mu zaprzeczyć. To przecież nie on powinien mnie zawozić do lekarza tylko Niall! Trwaliśmy tak w ciszy już dłuższą chwilę, wiedziałam, że im przeszkadzam, że chcą trochę pobyć we dwoje, ale też nie chciałam być sama. Przerażała mnie ta myśl, że jeszcze oni mogą mnie zostawić samą.
- Ja idę się położyć. Branoc - oznajmiłam i wysiliłam się na szczery uśmiech. Nie mogę pozwolić, żeby przeze mnie i oni sobie życie marnowali na swoje problemy. Powoli wstałam i ruchami powolniejszymi od żółwia poczłapałam na górę do swojego pokoju. Przez całą drogę czułam ich wzrok na swoich plecach. Gdy wychodziłam po schodach Jess powiedziała głośno.
- Dobranoc, jak coś to Toby jest w moim pokoju weź go sobie, będzie ci raźniej - odwróciłam się do niej i na chwilkę po prostu się na na nich patrzyłam. Wyglądali razem tak pięknie.
- Dzięki - odwróciłam się, ponieważ czułam, że moje oczy robią się bardzo wilgotne. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo tęsknię za Niall'em i z każdym dniem było co raz gorzej. Czułam, że już nic nie jest w stanie wypełnić tej pustki w moim sercu. Wzięłam tak jak kazała mi Jess pieska i poszłam się przespać. Mimo tego, że przez prawie cały czas śpię, a jak nie śpię to po prostu sobie leżę to i tak ciągle jestem zmęczona. Przytuliłam się do mięciutkiej sierści pieska i usnęłam. Śniłam o Niall'u i o naszym dzidziusiu. W tym śnie byliśmy wszyscy bardzo szczęśliwi. Niall trzymał na rękach nasze małe stworzonko, a ja szłam koło niego. Wychodziliśmy ze szpitala...

Perspektywa Niall'a ***

Od kilku godzin siedziałem niespokojnie na krześle w kuchni. Czekałem na Harry'ego, obiecał mi, że porozmawia z Pezz, żeby dała mi szansę. Ja na jej miejscu nie dał bym sobie kolejnej szansy. Wiedziałem, że spierdoliłem sprawę i że Perrie już może mi tego nie wybaczyć. A tego bałem się najbardziej. Tak bardzo ją kochałem.
Nadal nie mogłem w to uwierzyć, że będę ojcem. Nie mogłem sobie wyobrazić mojej Pezz z wielkim brzuchem. Wiem, że to nie ona jest temu wszystkiemu winna. To przecież jest tylko i wyłącznie moja wina. Najbardziej mnie boli to, że spieprzyłem życie Pezz, przecież ona ma dopiero osiemnaście  lat. To ja powinienem się nią i teraz dzieckiem opiekować, ale ja nie wiem czy potrafię...
Boję się, że zrobię jakąś krzywdę temu dziecku, że coś się mu stanie. Boję się, że to wszystko mnie po prostu przerośnie. A wtedy Perrie zostanie z tym wszystkim sama. 
Pragnąłem jej dotyku, zapachu i nawet jej śmiechu. Czułem się jak uzależniony od niej. Była dla mnie jak narkotyk. I to cholernie piękny narkotyk. Była wyjątkowa, nadzwyczajna. Była moja!
I nikt nie ma prawa mi jej odebrać!
Ona jest moja. Tylko moja.