ROZDZIAŁ 66.
Nie bój się...
Oswoję cię. Pokażę Ci swój świat.
Zatrzymaj się i podaj mi swoją dłoń. Przez życie razem możemy już iść.
Będziemy już na zawsze razem...
Nie bój się...
Oswoję cię. Pokażę Ci swój świat.
Zatrzymaj się i podaj mi swoją dłoń. Przez życie razem możemy już iść.
Będziemy już na zawsze razem...
Już nic nie jest w stanie nas rozdzielić...
Razem przejdziemy wszystko.
Perspektywa Pezz ***
Starałam się normalnie funkcjonować. Jeśli to jest w ogóle możliwe w moim stanie. Piłam już czwartą herbatkę Jess i jadłam te krakersy, które smakowały jak karton. Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Czułam się nijako. Byłam całkowicie wyprana z emocji. Wszystko mi było obojętne. Nawet już nie myślałam, tak po prostu leżałam. Leżałam i nic nie robiłam. Wszystko było tak po prostu, tak mechanicznie. Po dłuższym przemyśleniu wszystkich za i przeciw poszłam się umyć, bo dziś podobno miałam jechać do tego lekarza. Mam nadzieję, że przepiszę mi coś normalnego i nie będę musiała już jeść tylko tych ohydnych krakersów i pić tej niedobrej herbaty.
Jak się umyłam założyłam na siebie tylko za dużą koszulkę. Była to koszulka Niall'a. Pachniała nim. Tak bardzo za nim tęskniłam, a ten zapach wcale mi nie pomagał. Czułam się tak jakby był przy mnie teraz. Zostawił ją kiedyś u mnie jak tu nocował. Zaciągnęłam się zapachem Niall'a i poszłam się trochę pouczyć, bo mam straszne zaległości. A przed porodem chcę jeszcze skończyć liceum, bo na studia już przy dziecku na pewno nie pójdę. Gdy urodzę chcę się skupić tylko na moim malutkim dzidziusiu. Już się przyzwyczaiłam do tego, że będę mieć dziecko. Ta wiadomość zrobiła się dla mnie taka naturalna. Nawet się cieszę, że będę mamą. Była godzina dziewiąta, a Jess miała przyjść dopiero po piętnastej. Dom bez niej był taki pusty. Taki nijaki. Jak nie mój dom. Podeszłam do lustra i położyłam rękę na moim brzuchu. Poczułam, że już nigdy nie będę sama, że teraz nie jestem sama. Moje dziecko jest coraz większe i coraz bardziej widać, że mój brzuszek się delikatnie zaokrąglił.
Pouczyłam się trochę i strasznie zmęczona poszłam się położyć. Teraz nawet gdy nic nie robię to i tak się męczę. Usłyszałam, że ktoś dzwoni. Nie wiedziałam kto chce tu przyjść o tej porze. Przecież ja nie mam żadnych znajomych oprócz Jess, Jacka i Niall'a. Właśnie Niall...
Perspektywa Niall'a ***
Stałem przed jej domem i bałem się wejść. Patrzyłem w okno od pokoju Perrie. Stała przed lustrem i delikatnie masowała swój brzuch. Wiedziałem, że nad czymś myśli. Była smutna. Jej brzuch był trochę większy, widać było już lekkie zaokrąglenie. Wiedziałem dokładnie, że to przeze mnie jest smutna. Miała moją koszulę na sobie. Mimo tego wszystkiego nadal była piękna. Nie widziałem jej dokładnie.
Po chwili w ogóle jej nie widziałem. Musiała gdzieś iść. Podszedłem do drzwi i nie wiedziałem czy mam dzwonić. Bałem się tego, że mnie odtrąci, że powie, że jestem skończonym dupkiem. Ale taka jest prawda, spieprzyłem wszystko. Skrzywdziłem ją. A tego nie powinienem zrobić. Gdybym tylko mógł cofnąć czas bez wahania zrobiłbym to. Zrobiłbym wszystko, żeby była szczęśliwa. Nawet gdyby jej szczęście miało oznaczać, że miałbym odejść. Odszedłbym. Dla niej.
Nie zastanawiając się zadzwoniłem na dzwonek. Nie miałem zielonego pojęcia co jej powiem gdy ją zobaczę. Teraz miała nastąpić chwila, która miała decydować o całym moim dalszym życiu. Serce waliło mi tak jakby miało zaraz wylecieć. A moje nogi trzęsły mi się aż tak, że do końca sobie nie zdawałem sprawy jak ja potrafię stać o własnych siłach. Te kilka krótkich minut w oczekiwaniu stały się dla mnie wiecznością. Tak jakby świat zatrzymał się na te kilka minut. Przełknąłem głośno gulę formującą się w moim gardle gdy drzwi się otworzyły.
- Niall? - zapytała drżącym głosem. Tak bardzo tęskniłem za jej głosem. Cofnęła się trochę do tyłu i położyła rękę na swoim brzuchu. Znieruchomiałem. Nie mogłem oderwać wzroku od niego. Staliśmy tak w milczeniu. Każda sekunda stała się dla nas wiecznością.
- Proszę pozwól mi to wytłumaczyć - błagałem. Przeniosłem wzrok na jej oczy. Były pełne strachu. Przytaknęła cicho i pozwoliła mi wejść do środka. Przez całą drogę do jej pokoju trwaliśmy w milczeniu.
- Martwiłem się o ciebie - powiedziałem stając na przeciwko niej. Drżącymi rękami dotknąłem jej wychudzonych do granic możliwości policzków. Nie sprzeciwiała się, wręcz delektowała się moim dotykiem. Oparłem swoje czoło o jej.
- Nie potrzebnie - powiedziała i podniosła wzrok na moje oczy. Pokręciłem głową.
- Nie wiem co bym sobie zrobił gdyby ci się coś stało prze mnie - ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Pezz nic nie mówiła. Nastała głucha cisza. Tylko my dwoję.
- Przepraszam - powiedziałem. Moje oczy zrobiły się wilgotne.
- To wszystko przeze mnie. Nie powinienem do tego dopuścić. Może lepiej dla ciebie i dla naszego dziecka będzie gdy odejdę - łzy zaczęły moczyć moje policzki.
- Nie, nie, nie możesz mnie teraz zostawić - zaczęła krzyczeć. Oddaliła się ode mnie. A łzy zasłaniały mi widoczność.
- Ja sobie sama nie poradzę - powiedziała opadając bezwładnie na ziemię. Nie wiedziałem co zrobić więc podbiegłem do niej i przytuliłem jej smukłe ciało. Wtuliła się w zagłębienie pomiędzy moją szyją a ramieniem. Czułem, że jestem za nią odpowiedzialny. W uszach nadal brzęczały mi jej słowa, że sobie nie poradzi beze mnie. Wiedziałem, że nie jestem wart miłości jaką ona mnie darzy.
- Nie odchodź! - powiedziała błagalnie patrząc mi w oczy. Płakała.
- Nie odejdę. Już nigdy cię nie zostawię. Kocham cię. Zrobię dla ciebie i naszego dziecka wszystko - pocałowałem krótko jej kruche usta i położyłem ją na łóżku. Usnęła, cały czas trzymając moją rękę tak jakby bała się, że ucieknę.
- Dzień dobry księżniczko - przywitał się i usiadł na końcu łóżka.
- Cześć. Długo spałam? - zapytałam. Mimo tego, że przed chwilą spałam czułam się okropnie zmęczona.
- Nie jakieś pół godziny. Jak się czujesz?
- Dobrze - nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Zmarszczył brwi, ale nic na to nie mówił.
- Pojadę dziś z tobą do lekarza dobrze? - zapytał, ale miałam wrażenie, że już sam to postanowił. Cieszyłam się, że chce tam ze mną być.
- Kocham cię - powiedział i przywarł do mnie ustami.
- Niall? - zapytała drżącym głosem. Tak bardzo tęskniłem za jej głosem. Cofnęła się trochę do tyłu i położyła rękę na swoim brzuchu. Znieruchomiałem. Nie mogłem oderwać wzroku od niego. Staliśmy tak w milczeniu. Każda sekunda stała się dla nas wiecznością.
- Proszę pozwól mi to wytłumaczyć - błagałem. Przeniosłem wzrok na jej oczy. Były pełne strachu. Przytaknęła cicho i pozwoliła mi wejść do środka. Przez całą drogę do jej pokoju trwaliśmy w milczeniu.
- Martwiłem się o ciebie - powiedziałem stając na przeciwko niej. Drżącymi rękami dotknąłem jej wychudzonych do granic możliwości policzków. Nie sprzeciwiała się, wręcz delektowała się moim dotykiem. Oparłem swoje czoło o jej.
- Nie potrzebnie - powiedziała i podniosła wzrok na moje oczy. Pokręciłem głową.
- Nie wiem co bym sobie zrobił gdyby ci się coś stało prze mnie - ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło. Pezz nic nie mówiła. Nastała głucha cisza. Tylko my dwoję.
- Przepraszam - powiedziałem. Moje oczy zrobiły się wilgotne.
- To wszystko przeze mnie. Nie powinienem do tego dopuścić. Może lepiej dla ciebie i dla naszego dziecka będzie gdy odejdę - łzy zaczęły moczyć moje policzki.
- Nie, nie, nie możesz mnie teraz zostawić - zaczęła krzyczeć. Oddaliła się ode mnie. A łzy zasłaniały mi widoczność.
- Ja sobie sama nie poradzę - powiedziała opadając bezwładnie na ziemię. Nie wiedziałem co zrobić więc podbiegłem do niej i przytuliłem jej smukłe ciało. Wtuliła się w zagłębienie pomiędzy moją szyją a ramieniem. Czułem, że jestem za nią odpowiedzialny. W uszach nadal brzęczały mi jej słowa, że sobie nie poradzi beze mnie. Wiedziałem, że nie jestem wart miłości jaką ona mnie darzy.
- Nie odchodź! - powiedziała błagalnie patrząc mi w oczy. Płakała.
- Nie odejdę. Już nigdy cię nie zostawię. Kocham cię. Zrobię dla ciebie i naszego dziecka wszystko - pocałowałem krótko jej kruche usta i położyłem ją na łóżku. Usnęła, cały czas trzymając moją rękę tak jakby bała się, że ucieknę.
Perspektywa Pezz ***
Gdy otworzyłam oczy uderzył we mnie powiew świeżego wiatru. Koło okna stał Niall. Zdziwiona przetarłam oczy nie dowierzając, że on tu jest naprawdę. Był tu. Uśmiechnęłam się lekko, ale po chwili przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę. Podniosłam się i usiadłam. Łóżko zaskrzypiało i Niall gwałtownie obrócił się w moją stronę.- Dzień dobry księżniczko - przywitał się i usiadł na końcu łóżka.
- Cześć. Długo spałam? - zapytałam. Mimo tego, że przed chwilą spałam czułam się okropnie zmęczona.
- Nie jakieś pół godziny. Jak się czujesz?
- Dobrze - nie chciałam go niepotrzebnie martwić. Zmarszczył brwi, ale nic na to nie mówił.
- Pojadę dziś z tobą do lekarza dobrze? - zapytał, ale miałam wrażenie, że już sam to postanowił. Cieszyłam się, że chce tam ze mną być.
- Kocham cię - powiedział i przywarł do mnie ustami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz