czwartek, 25 września 2014

Rozdział 64.

ROZDZIAŁ 64.



Dopiero późną nocą uświadamiamy sobie. 
Jak bardzo tęsknimy za miłością.

Samotność jest znośna. 
To poczucie braku i nieodzowna tęsknota czynią z niej koszmar.

Miłość, to odwieczna walka tęsknoty z powrotem znużenia.

Perspektywa Pezz ***

Siedziałam skulana na fotelu w salonie. Brzuch mnie bolał. Czułam, że zaraz będę wymiotować. Nie powinnam jeść dziś tych gofrów...
Chciałam, żeby ktoś mnie przytulił, ale nie Jess. Ja tak naprawdę sama sobie nie zdawałam sprawy, że chciałam Niall'a. Tylko jego. Ja go potrzebowałam. Miałam wrażenie, że on jest mi najbardziej potrzebny i go nie ma. On najwyraźniej nie chcę mnie, ani naszego dziecka. Po prostu nie chce kłopotów. Stchórzył.
Z tego wszystkiego najbardziej boję się, że moje dziecko nie będzie mieć ojca. Nie chcę, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca. To jest straszne. Ja nie wiem jak to jest mieć ojca, bo nigdy go nie miałam. Zostawił mnie i mamę kiedy moja mama była jeszcze w ciąży. Jak to mówią historia lubi się powtarzać. Słyszałam, że ktoś przyszedł. Nie wiedziałam kto i chyba nawet nie chciałam wiedzieć. Jess nie chciała tego kogoś wpuścić, dobijał się, chciał tu wejść za wszelką cenę. Ale w końcu odpuścił. Wiedziałam kto to był. Niall. Odpuścił. Może w końcu zdał sobie sprawę, że nie warto, że za bardzo mnie zranił. Po chwili znowu ktoś przyszedł, tym razem Jess go wpuściła. Weszli razem do salonu, tam gdzie ja umierałam...
To był Harry. Usiedli razem na przeciwko mnie. Widziałam zdziwienie na twarzy Harrego gdy mnie zobaczył. 
- Kochanie jak się czujesz? - zapytała troskliwie Jess, przykucając na przeciwko mnie.
- Nie jest tak źle - odpowiedziałam bardzo cicho, nawet nie byłam pewna czy mnie usłyszała. Uśmiechnęła się słabo i zaczęła delikatnie gładzić ręką moje plecy. Nagle poczułam, że jest mi nie dobrze. Wstałam i na trzęsących się nogach pobiegłam do łazienki.
Siedziałam tam jakieś piętnaście minut. Słyszałam jak Jess rozmawia o czymś z Harry'm, ale nie słyszałam o czym. Mówili bardzo cicho. Podeszłam do lustra. Wyglądałam strasznie, miałam podkrążone oczy, byłam bardzo blada a moje włosy wyglądały tak jakby przeszły jakieś tornado. A na dodatek byłam przerażająco chuda. Ważyłam o jakieś cztery kilo mniej niż przed ciążą. A przecież powinnam ważyć więcej! Delikatnie otworzyłam popchnęłam drzwi i wróciłam do przedpokoju. Jess i Harry nadal siedzieli na tych samych miejscach co przedtem. Wyglądali na zmartwionych.
- Wymiotowałaś? - zapytała miękko Jess. Harry siedział cicho i nic nie mówił, tak jakby się bał, że go zjem.
- Tak - powiedziałam i usiadłam obok nich. Teraz czułam się znacznie lepiej niż przedtem.
- Jutro zawiozę cię do lekarza - oznajmił Harry, nawet nie miałam siły mu zaprzeczyć. To przecież nie on powinien mnie zawozić do lekarza tylko Niall! Trwaliśmy tak w ciszy już dłuższą chwilę, wiedziałam, że im przeszkadzam, że chcą trochę pobyć we dwoje, ale też nie chciałam być sama. Przerażała mnie ta myśl, że jeszcze oni mogą mnie zostawić samą.
- Ja idę się położyć. Branoc - oznajmiłam i wysiliłam się na szczery uśmiech. Nie mogę pozwolić, żeby przeze mnie i oni sobie życie marnowali na swoje problemy. Powoli wstałam i ruchami powolniejszymi od żółwia poczłapałam na górę do swojego pokoju. Przez całą drogę czułam ich wzrok na swoich plecach. Gdy wychodziłam po schodach Jess powiedziała głośno.
- Dobranoc, jak coś to Toby jest w moim pokoju weź go sobie, będzie ci raźniej - odwróciłam się do niej i na chwilkę po prostu się na na nich patrzyłam. Wyglądali razem tak pięknie.
- Dzięki - odwróciłam się, ponieważ czułam, że moje oczy robią się bardzo wilgotne. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo tęsknię za Niall'em i z każdym dniem było co raz gorzej. Czułam, że już nic nie jest w stanie wypełnić tej pustki w moim sercu. Wzięłam tak jak kazała mi Jess pieska i poszłam się przespać. Mimo tego, że przez prawie cały czas śpię, a jak nie śpię to po prostu sobie leżę to i tak ciągle jestem zmęczona. Przytuliłam się do mięciutkiej sierści pieska i usnęłam. Śniłam o Niall'u i o naszym dzidziusiu. W tym śnie byliśmy wszyscy bardzo szczęśliwi. Niall trzymał na rękach nasze małe stworzonko, a ja szłam koło niego. Wychodziliśmy ze szpitala...

Perspektywa Niall'a ***

Od kilku godzin siedziałem niespokojnie na krześle w kuchni. Czekałem na Harry'ego, obiecał mi, że porozmawia z Pezz, żeby dała mi szansę. Ja na jej miejscu nie dał bym sobie kolejnej szansy. Wiedziałem, że spierdoliłem sprawę i że Perrie już może mi tego nie wybaczyć. A tego bałem się najbardziej. Tak bardzo ją kochałem.
Nadal nie mogłem w to uwierzyć, że będę ojcem. Nie mogłem sobie wyobrazić mojej Pezz z wielkim brzuchem. Wiem, że to nie ona jest temu wszystkiemu winna. To przecież jest tylko i wyłącznie moja wina. Najbardziej mnie boli to, że spieprzyłem życie Pezz, przecież ona ma dopiero osiemnaście  lat. To ja powinienem się nią i teraz dzieckiem opiekować, ale ja nie wiem czy potrafię...
Boję się, że zrobię jakąś krzywdę temu dziecku, że coś się mu stanie. Boję się, że to wszystko mnie po prostu przerośnie. A wtedy Perrie zostanie z tym wszystkim sama. 
Pragnąłem jej dotyku, zapachu i nawet jej śmiechu. Czułem się jak uzależniony od niej. Była dla mnie jak narkotyk. I to cholernie piękny narkotyk. Była wyjątkowa, nadzwyczajna. Była moja!
I nikt nie ma prawa mi jej odebrać!
Ona jest moja. Tylko moja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz